środa, 10 sierpnia 2016

Hej.

    Chciałabym wam dziś opowiedzieć o mojej tragicznej fizyczności...
Jakiekolwiek wyjścia z domu, kończą się dla mnie totalnie fatalnym humorem, nawet jeśli jest to wyprawa po zakupy w warzywniaku pani K.
    Ludzie dookoła wydają się mnie oglądać, przyglądają mi się, jakby wydawało się im, że potrzebuję pomocy lub przeciwnie- boją się moich spojrzeń, uważają, że patrzę na nich z góry. "Wyglądasz, jakbyś chciała mnie zabić", "wszystko okej?", "masz wzrok mordercy", "dlaczego tak dziwnie patrzysz?", "masz takie dziwne spojrzenie", "wyglądasz jak byś uważała się za boga" "wyglądasz...". Wyglądasz, wyglądasz, wyglądasz. Kogo w ogóle obchodzi to, jak wyglądam? Nie wiem, czym zapracowałam sobie na taką okropną karmę. Nie potrafię zmienić swojego wyglądu, nawet jeśli bardzo bym chciała, a może nawet nie chcę? Uważam, że mam całkiem ładną twarz, taką specyficzną, niby dlaczego miałabym chodzić na...? operacje plastyczne? dlaczego miałabym nosić w zimie okulary przeciwsłoneczne, tak, aby inni nie komentowali mojego "wzroku mordercy"? Po co to wszystko? Może po prostu ludzie nie są gotowi na taki typ urody? Są przyzwyczajeni do wszystkiego, co klasyczne, oczywiste i "takie, jak ma być".  A no tak, przecież żyję tu, gdzie żyję. Nie chodzi mi tu o ten kraj, po prostu ten  cały świat jest tak niesamowicie zamknięty umysłowo. Ludzie nie tolerują kolczyków na twarzy, wytykają dwie dziewczyny trzymające się za ręce, nie rozumieją młodych i ich potrzeb. Czasem mam ochotę otworzyć głowy tych wszystkich ludzi i wbić im odrobinę więcej wyrozumiałości, tolerancyjności, akceptacji, mniej chamstwa i głupoty.
Nawet najmniejsze gesty, nieprzemyślane słowa, niedopowiedzenia mogą zaboleć bardziej niż nóź wbity w plecy.

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz